Ból – użądlenie przez osę lub pszczołę. Na ogół każdy z nas wie, jak reaguje na jad tych owadów „wstrzyknięty” w skórę wraz z żądłem. Intensywność takiej reakcji mieści się w skali od 0 do 10, gdyby mierzyć skalą Beauforta. Oznacza to, że albo nie ma żadnej uchwytnej reakcji (nawet najmniejszego zaczerwienienia), albo… może być prawdziwa katastrofa (włącznie z zejściem śmiertelnym, i to nie tylko przy użądleniu w okolicę krtani czy nagłośni).
Od wielu lat opisywano przypadki śmierci po użądleniu przez pszczoły, zwłaszcza przez większą ich liczbę. Nie zna też swej reakcji ten, kto nie był jeszcze nigdy użądlony przez pszczołę czy ukąszony (ukłuty) przez osę. Są też wyjątki w reakcji na kolejne (np. drugie w życiu) zetknięcie się z jadem.
Reakcja nie musi być tak samo nieznaczna, łagodna, błaha jak poprzednia. Może być o wiele gwałtowniejsza i nie tylko „miejscowa”, a nawet przyjąć może formę tzw. wstrząsu anafilaktycznego, mogącego zakończyć się śmiercią, szczególnie przy braku natychmiastowej pomocy. Anafilaksja (słowo pochodzenia greckiego) oznacza reakcję tzw. antygenu (jad) z przeciwciałami wytworzonymi w organizmie przeciw niemu po pierwszym zetknięciu się podczas pierwszego użądlenia.
To pierwsze ukąszenie stanowi tzw. dawkę uczulającą, a drugie lub kolejne stanowi tzw. dawkę wyzwalającą lub wstrząsową. Wstrząs polega na masywnych zmianach w całym układzie krążenia, polegających z kolei na szybko postępującym „porażeniu naczyń krwionośnych, czyli ich maksymalnym rozszerzeniu, przesiąkaniu osocza poza naczynia. Prowadzi to w oczywisty sposób do spadku ciśnienia tętniczego krwi, nie zapewniającego dostatecznego jej przepływu przez mózg, serce, nerki… Na szczęście są to rzeczywiście rzadkie przypadki, tylko że nie wiadomo, kogo „trafią”. Zwykle objawem użądlenia jest silne pieczenie,ból, zaczerwienienie powstające wokół żądła w ciągu kilkudziesięciu sekund, a także „bąbel” różnej wielkości. Objawy te są wynikiem reakcji na „obce białko”, jaką jest w istocie jad (toksyna). Miejscowa toksemia (obecność toksyny we krwi) pobudza gwałtownie całe nasze „siły obronne” – błyskawicznie produkowane są różnorakie substancje, stanowiące pierwszą linię obrony: histamina, serotonina, acetylocholina oraz przeciwciała białkowe.
W znakomitej większości przypadków wystarcza to do ograniczenia strefy działania „napastnika” i jej likwidacji po najdalej kilku godzinach.
Co zatem powinniśmy zrobić po użądleniu, aby jednak ograniczyć jego skutki – przykre miejscowo i potencjalnie groźne ogólnie?
1. Jak najszybciej usunąć żądło, czymkolwiek – palcami, pęsetą, szpilką. Byłoby najlepiej, żeby żadna jego część nie została w skórze.
2. Niezwłocznie „wyssać” dokładnie miejsce użądlenia -jeśli znajduje się w miejscu dostępnym, albo prosić o to drugą osobę. Ma to znaczenie identyczne, jak przy ukąszeniu przez żmiję, tzn. usuwa pewną część jadu, który w ustach i ślinie „nie działa”.
3. Przyłożyć do miejsca użądlenia „coś zimnego”, w zależności od możliwości w miejscu zdarzenia (kostkę lodu lub szronu z lodówki, zimną wodę z kranu lub studni albo w ostateczności zanurzyć w wodzie, nad którą łowimy). Zimno znacznie ogranicza rozszerzenie naczyń krwionośnych, co utrudnia penetrację jadu w tkankach krwi i wyraźnie zmniejsza gwałtowność całego zjawiska.
Można także posłużyć się lekami o wyraźnej skuteczności działania. Poleciłbym je szczególnie tym z nas, którzy wiedzą o swoich silnych reakcjach „uczuleniowych” w ogóle, a na użądlenia w szczególności. Miejscowo na skórę stosuje się różne postacie hormonów kory nadnerczy, czyli tzw. kortyko-sterydów.
Są to na przykład:
– w aerozolach – Dexapolcort, Monacort, Oxycort;
– w emulsjach – Laticort, Lorinden;
– w maściach – Laticort, Lorinden, Hydrocortison, Mecortolon.
Użycie aerozolu przynosi ulgę najszybciej, bowiem wychładza on powierzchnię skóry eliminując pieczenie.
Osobom o wyjątkowo burzliwych predyspozycjach alergicznych zaleciłbym z całych sił nabycie umiejętności posługiwania się strzykawką! Jest to w końcu niebywale łatwe -mam na myśli możliwość zrobienia sobie (lub komuś) zastrzyku domięśniowego, który w sytuacjach szczególnych (sam z dala od ludzi nad wodą)
może okazać się auto-ratunkiem przed katastrofą!
Noszenie w kieszeni 3-4 ampułek HYDROCORTIZONU nie stanowi problemu.
W przypadku gwałtownej reakcji po użądleniu lub z innego powodu: czerwone plamy na skórze, liczne bąble, swędzenie, zwłaszcza z towarzyszącym „ochlapnięciem”, nudnościami, zawrotami głowy – możemy, a nawet powinniśmy bez wahania nabrać do strzykawki (jedną igłą) 2-4 ampułek hydrocortizonu i wstrzyknąć go domięśniowo (drugą igłą, po starciu spirytusem skóry), choćby w udo lub ramię.
Jest to lek najskuteczniej wygaszający całą „burzę”, która w nas szaleje.
Są oczywiście i inne preparaty tego typu, ale nie chcę mącić sytuacji. Lek ten ma jeszcze jedną zaletę: nie zrobi nic złego w organizmie, jeśli nawet nie był potrzebny. Dostępny jest powszechnie w aptekach na receptę, produkowany jest w ampułkach po 2 ml w dawkach po 100 mg (wstrzyknąć 2-4 amp.) lub po 500 mg (wstrzyknąć 1 amp.). Pełna nazwa leku brzmi: Hydrocortisonum hemisuccinatum.
Opisane postępowanie dotyczy w całości ukąszenia przez trzmiela, tzw. ślepaka, lub gza, zwanego także „końską muchą” albo „szarą muchą”.
Na zakończenie – a propos „leczenia” jadem pszczelim różnych chorób, a szczególnie artretyzmu i reumatyzmu (tzw. apiterapia) – nie ma ona żadnego zasadniczego wpływu na złożoną istotę tych schorzeń!
A jeśli niektórym „pomaga”, to albo w oparciu o sugestywność zabiegów, czyli psychicznie, albo… chorym z urojenia.